To
wydarzyło się naprawdę... tylko trochę inaczej
Jest rok tysiąc dziewięćset
siedemdziesiąty pierwszy, koniec czerwca. W piątek wieczorem leżymy z Elą na
tapczanie, całując się czule. Oboje mamy po osiemnaście lat i jesteśmy
kompletnie zieloni w sprawach seksu. W naszych rodzinach to był temat objęty
całkowitym tabu. Nasi rodzice nie rozmawiali z nami na ten temat, jedynie w
szkole były jakieś zajęcia w ramach biologii, oddzielnie dla chłopców i
dziewcząt, więc coś tam wiedzieliśmy, a poza tym sami też szukaliśmy wiedzy na
ten temat. Jakieś książki zawsze były w domu, czasem specjalnie pozostawione
"na widoku". O video i internecie nikomu się nawet nie śniło. W
tamtym czasie dostęp do „świerszczyków” kompletnie nie istniał, chyba, że ktoś
przemycił coś ze „zgniłego zachodu”, jak wyrażano się o krajach zza „żelaznej
kurtyny”.
Wszystko zaczęło się ponad pół roku
temu w klubie żeglarskim, gdzie razem robiliśmy kurs na żeglarza. W
październiku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku kolega namówił mnie na
zrobienie kursu żeglarskiego. Początek moich przygód z wodą i pływaniem
nastąpił nieco wcześniej, trzy lata temu, gdy pierwszy raz pojechałem na spływ
kajakowy po Wielkich Jeziorach Mazurskich.