Szymon otworzył powoli powieki, powracając do rzeczywistości.
Dźwięki, które docierały do niego podpowiadały mu, że znajduje się w
samochodzie i pędzi po autostradzie. Blask promieni słonecznych padał na twarz,
przyjemnie ją ogrzewając. Przekręcił głowę i próbował usiądź w wygodniejszej
pozycji, lecz nie pozwalały mu na to kajdanki, które przyczepione były do
fotela. Szarpnął, chcąc się uwolnić.
- Widzę, że się obudziłeś. Nie szarp się, to nic nie da, a jedynie
zrobisz sobie krzywdę. – Te słowa wypowiedziała kobieta. Zmrużył oczy,
przypatrując się jej dokładnie. To była nieznajoma, która go porwała, i z którą
uprawiał najlepszy seks w jego życiu. Na samo wspomnienie poczuł jak zaczyna mu
stawać. Oparł głowę i zamrugał powiekami. Ciało reagowało z pewnym opóźnieniem.
- Co mi wstrzyknęłaś? – Zapytał, zastanawiając się, jaka
substancja krąży po jego organizmie. Nadgarstki ponownie zaczynały go piec.
- Niedużą dawkę silnego środka usypiającego. Padłeś jak kłoda.
Normalnie to już dawno przestałby działać, ale na takich jak ty działa zupełnie
inaczej. – Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając na mężczyznę od czasu do
czasu. Skupiona była na drodze. Musieli jechać dość wcześnie, gdyż na
autostradzie nie było zbyt wielu aut. Szymon spojrzał na licznik i aż uniósł brwi
ze zdziwienia. Jechali prawie dwieście na godzinę, a on nie czuł tej prędkości.
Nie jechali samochodem Barowskiego. W wewnątrz wyglądało na normalny samochód
bez większych luksusów, zastanawiał się, co znajdowało się pod maską, skoro
pędzili tak szybko.
- Takich jak ja? Co to ma znaczyć? Wyjaśnisz mi coś w końcu. –
Przypatrywał się swojej porywaczce. Zdał sobie sprawę, że nawet nie zna jej
imienia. To wszystko było bardzo skomplikowane. Porwanie, niesamowity seks, a
teraz podróż. Szymon miał mętlik w głowie, nasuwały mu się różne pytania, ale
najbardziej chciał wiedzieć, jak ona się nazywa. Przestało się liczyć, że
uśpiła go wbrew jego woli. Wiele by dał żeby znów móc skosztować jej warg,
zagłębić się w gorącym wnętrzu. Zamknął powieki, starając się odgonić
niebezpieczne myśli, lecz w umyśle również widział ją nagą i gotową na niego.
- Wszystko wyjaśni się niedługo – powiedziała, spoglądając na
Szymona, po czym wzrokiem powędrowała do jego krocza. Zagryzła wargę, a potem
znów spojrzała na drogę. Mężczyzna zastanawiał się czy przypadkiem nie słyszała
jego myśli. Postanowił, że nie będzie o
tym myśleć, skupi się na Marlenie. Lecz teraz ona jakoś przestała się dla niego
liczyć. Stała się mglistym wspomnieniem, krótkim epizodem w jego życiu. Za
wszelką ceną starał się przypomnieć jak brzmi jej głos, śmiech, ale słyszał i
widział tylko nieznajomą. Zawładnęła jego ciałem i umysłem. Nie przyznał się
przed sobą, ale zaczęła go pociągać i to bardzo mocno. Czyżby przytrafił mu się
syndrom sztokholmski?
- A mogę wiedzieć gdzie jedziemy? – Spróbował jeszcze raz, może
powie mu chociaż tą jedną rzecz. Najgorsza była niepewność, co się z nim
stanie. Wolałby żeby powiedziała wprost, że pozbędzie się go.
- Do wsi pod Krakowem. Niedługo powinnyśmy być na miejscu. –
Odparła i włączyła delikatną muzykę. Prowadziła samochód bardzo sprawnie, jakby
robiła to od kilku lat. Ciekawe ile mogła mieć lat. Jeśli chodziło o wygląda
zewnętrzny, to maksymalnie dwadzieścia pięć lat, ale tak naprawdę mogła być już
po trzydziestce. Myląca była jej drobna postura i dziecięca buźka. Szymon
zdążył się już przekonać, że nie można oceniać po pozorach. Plecy bolały go
nadal po tym jak jednym ciosem powaliła go na ziemię, a była jeszcze ranna.
- Jak twoja rana? – Przekierował wzrok na brzuch, który ukryty był
pod przylegającym materiałem, który opinał się na piersiach. Czy ona specjalnie
ubierała taki strój żeby jeszcze bardziej wytrącić go z równowagi? Zatrzymał
dłużej spojrzenie na biuście i żałował, że nie miał okazji, aby dotknąć ich i
pomasować.
- Dobrze, dzięki tobie. – Ponowny uśmiech sprawił, że mężczyzna
poczuł się spokojnie, ale nie na, tyle aby się odprężyć. Powoli odzyskiwał już
władanie nad ciałem. W głowie ciągle szumiały mu słowa nieznajomej. ‘Takich jak
ty.‘ Co to mogło znaczyć? Przecież był normalnym facetem. Chciał rozwiązać tę
zagadkę, lecz od intensywnego myślenia rozbolała go jedynie głowa. Oparł ją o
zagłówek i spojrzał na nużący obraz autostrady. Powieki samoistnie zaczęły
opadać, a wtedy do jego uszu dotarło mruczenie, lecz głośniejsze niż kota.
Odwrócił głowę do tyłu i mało nie dostał zawału.
- Czy na tylnym siedzeniu leży sobie czarna pantera?! – Zawrócił
się do kobiety, patrząc to na nią, to na wielkiego, czarnego kota, który
wlepiał w niego żółte ślepia.
- Wybacz, zapomniałam ci o niej powiedzieć. Nala jest niegroźna. –
Zachichotała cicho i spojrzała w lusterko na zwierzę, puściła mu oczko i
ponownie skupiła się na jeździe. Szymonowi nie było do śmiechu. Wprawdzie kot
nie wykazywał żadnego zainteresowania jego osobą, ale sama świadomość, że za
nim znajduje się niebezpieczne zwierzę wywołała w nim strach. Jak ona mogła być
tak spokojna i opanowana? Mężczyzna miał naprawdę serdecznie tego dość. Przez
kajdanki nie mógł wykonać żadnego ruchu. Pragnął jedynie uciec z samochodu, ale
czy chciał uciec od niej? Tajemniczej nieznajomej? Westchnął jeszcze raz i
postanowił nie pytać na razie o nic. Kobieta nie była zbyt rozmowna, za to dość
często spoglądała we wsteczne lusterko jakby rozmawiała z tym wielkim kotem.
Chyba już kompletnie mu odbiło. Przecież ludzie nie gadają ze zwierzętami!
Nieznajoma nerwowo patrzyła we wsteczne lusterka. Wyciągnęła telefon i
zadzwoniła gdzieś.
- Tak, dogonili nas. Powinniśmy być na miejscu za trzydzieści
minut. Tylko dwóch. Tak, dam sobie radę. Do zobaczenia. – Niestety Szymon nie
słyszał, co mówiła druga osoba. Niczego nie pojmował.
- Kto nas dogonił? Możesz mi w końcu coś powiedzieć? – Zapytał
zdenerwowany.
- Odkuj się i łap za kierownicą, ja zaraz wracam. – Rzuciła
mężczyźnie kluczyki, zwolniła trochę samochód, po czym wyskoczyła z niego. Dla
Szymona jakby czas się zatrzymał. Pochwycił kluczyki, a jego porywaczki nie
było już na miejscu kierowcy. Szybko uwolnił się i przesiadł tam gdzie przed
chwilą była kobieta. Dodał gazu i spojrzał we wsteczne lusterko. Na siedzeniu
nie było już pantery, za to zobaczył jak nieznajoma wyciąga coś z kieszeni. U
jej boku znajdował się kot. Mężczyzna pokiwał głową z niedowierzaniem, lecz
potem się uśmiechnął. Skoro ona była tam, a on tutaj sam, to znaczy, że mógł
uciec. Ta myśl wkradła się do jego głowy, włączył kierunkowskaz i miał już
zjeżdżać na najbliższym zjeździe, kiedy na miejscu zmaterializowała się
porywaczka.
- Co do cholery! – Krzyknął, wracając samochodem na właściwy tor.
- Nawet o tym nie myśl. Myślałeś, że pozwolę ci uciec? Tak dużo
rzeczy jeszcze nie wiesz Szymonie.. – Zaczęła i zaśmiała się cicho. Wyciągnęła
niewielką strzykawkę i wbiła igłę w udo. Widać przyniosło jej to ulgę.
Rozsiadła się wygodnie w fotelu i odetchnęła.
- Co to wszystko ma znaczyć? Nie pojadę dalej dopóki mi czegoś nie
powiesz! – wcisnął gwałtownie hamulec, w tym samym momencie poczuł gorącą
jeszcze lufę przy swojej głowie.
- Jedź! Albo twój mózg pobrudzi mi samochód! Jedź! – Nie chcąc
sprawdzić czy pociągnęłaby za spust ruszył gwałtowanie. – Jeszcze jakieś dwa
kilometry i zjeżdżamy. Tylko teraz bez żadnych numerów. Naprawdę nie chciałabym
potem sprzątać auta po twojej głowie. – Zachichotała ponownie, chociaż
Szymonowi w ogóle nie było do śmiechu. Lecz gdzieś w głębi duszy czuł, że nie
mogłaby go zranić. Nie wiedział, skąd takie odczucie, ale był tego
stuprocentowo pewien. Tak jak kazała zjechał na najbliższym zjeździe. Nie
odzywała się prawie wcale, tylko kierowała go dokąd mają jechać. Tak samo jak
wczoraj. Robiło się to już powoli nudne. Wjechali do niewielkiej wsi, lecz
zatrzymali się dopiero przy niewielkiej chatce na skraju lasu. Kobieta wysiadła
i najpierw wypuściła panterę.
- Wysiadaj i bądź grzeczny. – Pokierowała go do wejścia. Szymon
szedł z drążącym sercem. Nie wiedział, co na niego tam czeka. Może tutaj
właśnie zamierzała go zabić, a może sprzedać. Zastanawiał się również kim była
osoba, z którą rozmawiała przez telefon. Podeszła do drzwi i otworzyła je. Kot
ciągle dreptał u jej boku. Był znacznie większy niż Szymon sobie wyobrażał.
Długie pazury zostawiały głębokie ślady w ziemi. Wolałby żeby nie zrobił tego
samego z jego ciałem. Poczekał bezpiecznie aż zwierzę również zniknie, po czym
niepewnym krokiem wszedł do środka.
- Szymon! Jak dobrze cię widzieć! – W pierwszej chwili nie poznał,
do kogo należy głos, a potem wszystko się wyjaśniło jak za pomocą
czarodziejskiej różdżki.
- Wujku? Co ty tutaj robisz? – zapytał, wchodząc głębiej do domu.
Nie zwracał uwagi na urządzenie, wpatrywał się intensywnie w swojego wuja,
którego nie widział odkąd skończył dziewięć lat.
- Wchodź, wchodź. Mamy dużo do omówienia. – Uśmiechnął się
tajemniczo, zapraszając mężczyznę do środka.
Szymon otwierał coraz szczerzej usta ze zdziwienia. Nie
kontrolował reakcji swojego ciała. Słowa docierały do niego, lecz nic nie
rozumiał. Jakby wuj przemawiał w obcym języku. Popijał już drugiego drinka,
alkohol zaczynał już powoli na niego działać. Dzięki temu rozluźnił się, ale
nadal był niespokojny.
- Poczekaj, poczekaj. Ja nic z tego nie rozumiem. Jeszcze raz, ale
tym razem powoli. – Polecił wujowi, który w ekscytacji, mówił szybko i
niewyraźnie.
- Dobrze. Zacznę od początku. W naszej rodzinie co kilka pokoleń
uaktywniają się pewne cechy. Można to nazwać zdolnościami. Dziedziczenie jest
naprawdę różne. Były okresy, gdzie wszyscy w rodzinie posiadali dary, ale
również, kiedy przez trzy pokolenia nic się nie działo. Tak było właśnie teraz.
Myśleliśmy, że ta cecha już dawno zanikła, a jednak ty ją masz. Twój ojciec
byłby wniebowzięty.
- Możesz mi powiedzieć co to za dar? – Szymona zaczynał się już
niecierpliwić. Wuj napił się herbaty, po czym przemówił:
- To nie jest jeden określony dar. Posiadasz w sobie cechy, które
znacznie przewyższają normalnych ludzi. Z łatwością przychodzi ci przyswajanie
trudnych rzeczy, jesteś bardzo dobry w sporcie, masz nadzwyczajną inteligencję,
szósty zmysł do niektórych sprawy. Ale najważniejsze jest to, że potrafisz
przenosić się w czasie! W przyszłość czy w przeszłość. To bez znaczenie. Ciebie
nie obejmują prawa fizyki. Jesteś ponad nimi! – Powiedział uradowany,
spoglądając na swojego siostrzeńca.
- Przepraszam? Co potrafię? Podróżować w czasie? Przecież to jest
niedorzeczne! Podróże w czasie nie istnieją! – Szymon wstał, a potem zaczął
chodzić nerwowo po niewielkim pokoju. W kącie na krześle siedziała kobieta,
bawiła się nożem, a u jej stóp leżał kot.
-Weź to i sam sprawdź. Wciśnij guzik i przekonaj się. Wszystko co
mówię jest prawdą. – Wuj dał Barowskiemu zwykły zegarek. Jedyną jego
odznaczając się cechą było to, że wyglądał
staro. Szymon pokręcił głową bez przekonania, założył na rękę zegarek.
Spojrzał ostatni raz na wujka, na nieznajomą, po czym nacisnął czarne pokrętło.
Pierwsze co zobaczył to siebie, odwróconego tyłem. Dziwnie było
patrzeć na własne ja, ale z innej perspektywy. Czas zaczął się cofać. Widział
jak wuj tłumaczy mu to wszystko, jak nieznajoma zerka na niego ukradkiem.
Pantera śpi pod nogami pani. W jednej chwili widział to wszystko, a w drugiej
siedział już przy stole biorąc do ust szklankę. Wujek ponownie zaczął mu mówić
o darze.
- Poczekaj, już wszystko
wiem. – Szybko ściągnął z ręki maszynę do podróżowania w czasie.
- Tak? A więc udało się! Słyszysz Ofelio? Udało się! Tak długo na
to czekaliśmy. Żałuję, że nie ma przy tym twojego ojca. Chodź, mamy jeszcze wiele
do omówienia. – Powiedział starszy mężczyzna i skierował się do drugiego
pomieszczenia. Ofelia.. Z tego wszystko Szymon zapamiętał jak miała na imię
jego porywaczka. Zerwała się nagle z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? – Zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Ciebie nie powinno to interesować. Czeka cię długo noc, idź już.
– Spojrzała na niego przez ramię, po czym wyszła z domu, a razem za nią
pantera. Szymon jeszcze chwilę stał w osłupieniu, a potem posłusznie poszedł za
wujkiem.
Kobieta oparła się o drzwi i starała się zapanować nad bijącym
sercem. Czemu teraz? Czemu on? Zastanawiała się gorączkowo. Przecież to mógł
być każdy, ale jednak padło na niego. Będzie musiała powiedzieć o wszystkim
Stefanowi. Na pewno mu się to nie spodoba, ale to stało się samo. Nie miała
żadnego wypływu na bieg wydarzeń. Odepchnęła się od drzwi i skierowała się w
głąb lasu. Po chwili spaceru znalazła się na niewielkiej polanie. Usiadła na
środku, krzyżując nogi i zaczęła medytować. Nala spoczęła u jej boku. Ofelia
pogłaskała zwierzę, po czym ułożyła dłonie na kolanach, zamykając powieki.
Zaczęła cicho szeptać w starym języku. Pantera, która leżała przy jej nogach
zaczęła znikać, za to pojawiła się na łopatce w postaci tatuażu. Nigdy nie
lubiła tego rytuału, ale było to konieczne. Przejechała opuszkami palców po
skórze, podniosła się, a potem wróciła do domu.
Szymon siedział w ciemności na łóżku. Starał się przyswoić
wszystkie informacje, które przekazał mu wuj Stefan. Mimo, że minęło parę
godzin, on nadal nie dowierzał. Przekonał się na własnej skórze, ale dla niego
to wydawało się jedynie snem, z którego się obudzi. Położył się. Powinien
myśleć o swoim darze i o podróżach w czasie, a w jego myśli ciągle wkradała się
Ofelia. Nie mógł wyrzucić jej z głowy. Jak uporczywa piosenka, która towarzyszy
nam cały czas. Przymknął powieki i starał się zasnąć. Odpływał już powoli do
krainy snów, kiedy poczuł delikatny ciężar na sobie.
- Cii… To tylko ja. – wyszeptała Ofelia bardzo blisko jego twarzy.
Na policzku czuł jej ciepły oddech. Przez panujące ciemności widział tylko
zarys sylwetki.
- Co ty tutaj robisz? – Mógł wysilić się na coś bardziej lepszego.
Lecz kobieta nie odpowiedziała tylko zaczęła go całować. Szymon odpowiedział na
pocałunek, zatracając się w nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz