Róża

Róża

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Wzrok - autor Batavia

 
Wszystko przesiąknięte mocnym zapachem… tego czegoś. Sam nie potrafił określić, czego. Nie umiał go nazwać, choć zapach był oczywisty. Nieodłącznie kojarzył się ze szpitalem. Nie, nie był to szpital. No… może trochę inny, w końcu za coś płacił. Gdzieś wewnątrz jego organizmu, jakiś trybik funkcjonował inaczej. Któryś z organów wzbudził niepokój lekarza. Badania, badania … miał okazję poznać bezduszność medycznej machiny. Kolejni medycy wypisywali nowe skierowania. Każdy specjalista stawiał jedyną słuszną i prawdziwą diagnozę. Wyniki urosły do rozmiarów akt. W końcu się przeciwstawił i trafił tutaj. Był zdecydowany zapłacić, żeby dostać ten świstek papieru. Siedział w kompletnej ciszy. - Jestem ostatnim pacjentem - uświadomił sobie. - Załatwi mnie szybko.
Wyobraził sobie pogodną, zatroskaną twarz człowieka w białym kitlu z okularami na nosie. W marzeniach widział, jak odbiera wytęskniony formularz. Uśmiechnął się, a gdzieś za ściany dobiegły stłumione głosy. Dźwięk otwieranych drzwi zaskoczył go. Ktoś wychodził. Usłyszał męskie: 
  Do widzenia. - Ze zgrzytem zawiasów mężczyzna opuścił poczekalnie.
  Proszę! – Dobiegło niewyraźnie z wnętrza gabinetu.
Dopiero teraz się zawahał. Poczuł narastające zdenerwowanie. Odszukał ręką klamkę drzwi i wszedł ostrożnie do środka. Dotykając framugi stanął niezdecydowany. Szum odsuwanego krzesła, kilka energicznych kroków i ktoś mocno uchwycił go za ramię.
-   Dziękuję – szepnął cicho.
Podprowadził i pomógł usiąść na krześle. Coś nad wyraz delikatnego musnęło policzek. Poczuł subtelny zapach damskich perfum. Kobieta. Odgłos przesuwanego krzesła i szelest materiału. Zdał sobie sprawę, że pani doktor usiadła naprzeciwko.
-   Co się panu stało? W czym mogę pomóc? – W miękko brzmiącym głosie wyczuł zakłopotanie.               Jakby próbując się usprawiedliwić dodała – nie jestem okulistą.
-   Bo ja… oczy, a nie… naświetliłem… jutro mogę zdjąć opaskę. Byłem u okulisty. Jeżeli koniecznie trzeba, to zdejmę… tylko będę łzawił. Tu są moje wyniki badań… wszystkie. – Nieskładnie tłumaczył i ostrożnie wyciągnął przed siebie dłoń z teczką. – Potrzebuję zgody na podjęcie pracy.             Uchwyciła teczkę i przez chwilę czekała, aż ją puści.
-   Ciągle kierują mnie na nowe badania. Nic z nich nie wynika. Nikt nie chce podpisać zgody – kontynuował tonem pełnym nieskrywanej rezygnacji i zwątpienia. – Mam dopiero dziewiętnaście lat. Praca na platformach jest bardzo ciężka. Zdałem wszystkie egzaminy. Język, sprawność fizyczna, testy psychologiczne…
Zamilkł. W ciszy, która zapadła, słyszał szelest kolejnych przekładanych kartek.
-    Kolega powiedział, że oni się boją… lekarze… odpowiedzialności. Umówił mnie na wizytę u pani. – Przez chwilę zastanawiał się, jak ma… - Powiedział, że pani jest normalna.
W odpowiedzi usłyszał wesoły śmiech.
-   Przepraszam. To głupio zabrzmiało – próbował się tłumaczyć. – Ja…
-   Młodzieńcze, proszę się rozebrać i już więcej nic nie mówić.
Nie wyczuł oburzenia. Wręcz coś odwrotnego, rozbawienie i do tego odniósł wrażenie, że się uśmiecha. Wstał i ściągnął koszulę. Odwiesił na oparciu. Ze zgrzytem poruszyło się krzesło. Poczuł przy uchu oddech, a zimna słuchawka stetoskopu dotknęła pleców. Drgnął zaskoczony. Ciepła, delikatna dłoń spoczęła na barku. Nieznacznie wbijając paznokcie, przytrzymała go w bezruchu. Sam, bez wezwania, pogłębił oddech. Próbował sobie wyobrazić jak wygląda. Długie blond włosy… krwistoczerwone paznokcie… Dłoń dotknęła podbródka. Odchyliła mu głowę do tyłu i uchwyciła palcami pod szyją. Przez chwilę wyszukiwała… Kazała mu usiąść. Zmierzyła ciśnienie krwi i usłyszał skrzypnięcie pióra na papierze. Chwytając za ramię poprowadziła…
-   Proszę zdjąć buty i spodnie – miała uroczy w swojej barwie głos. - Pomogę położyć się na kozetce - dodała.
Przez chwilę poczuł się niezręcznie. Stała obok. Aromat perfum drażnił nozdrza i podniecał. Nie potrafił nazwać zapachu, chociaż wydał mu się znajomy. Wymacał brzeg łóżka i usiadł. Ściągnął buty. Odpiął pasek i… zorientował się, że zobaczy, jaki jest podniecony. Czuł, że się zarumienił. Zawstydzony, błogosławił opaskę na oczach. Nie zdołałby spojrzeć w oczy lekarki. Nie wiedział, co zrobić ze spodniami. Odebrała je i odłożyła gdzieś na bok.
-   Proszę się położyć – pomagała trzymając go za ramię. Obicie nieprzyjemnie kleiło się do skóry. Dłonie uciskały brzuch.
-    Czy boli?
-    Nie – aż jęknął, gdy poczuł dłoń dotykającą krocza.
Ucisnęła pachwinę. Przez parę sekund wyszukiwała gruczoł. Dotyk pojawił się z drugiej strony. Uświadomił sobie, że wzwód musiał być widoczny. Nie mógł zapanować nad narastającym podnieceniem. Skończyła bez słowa i usłyszał, że odchodzi. Usłyszał szelest przekładanych papierów. Zbliżyła się ze stukotem obcasów i poczuł, że powierzchnia materaca ugięła się pod ciężarem. Usiadła na brzegu. W głowie pojawił się obraz, jak pochyla się i całuje. Jej ręce błądzą po skórze, ujmuje w swoje dłonie … - Czy uprawiasz seks regularnie? Onanizujesz się? – Pod tym pytaniem świat zawalił się w jednej chwili.
Mrzonki budowane przez umysł legły w gruzach. Jeżeli się do tej pory rumienił się zawstydzony, to teraz musiał być purpurowy. Postawione pytanie, naturalne w swojej istocie z punktu widzenia medycyny, uruchomiło pokłady strachu i zażenowania. Milczał dłuższą chwilę. Z wewnętrzną determinacją, jąkając się zaczął: - Ja… - nie potrafił przełamać skrępowania – nie… współżyłem jeszcze – dokończył jednym tchem.
Dopiero teraz zdumiał się, że zdobył się na takie wyznanie. Chochliki w głowie podsunęły wizję szyderczego uśmiechu kobiety. Pełnego kpiny i pogardy. Wydętych warg w grymasie dezaprobaty. Współczucia, że jest takim nieudacznikiem. Całe dotychczasowe podniecenie opadło pod wpływem tych myśli. Wytężał słuch w oczekiwaniu na wybuch śmiechu.
-   Z wyników badań, które przyniosłeś, można wnioskować, że twoim problemem jest prostata. – Ku jego zaskoczeniu ton rozmowy nie uległ zmianie. Nadal brzmiał ciepło i przyjaźnie. – Muszę ją zbadać. Przestań się denerwować. – Zabrzmiało to, niczym potwierdzenie jego stanu. Raczej nie poczuł się przez to lepiej. – Wstań i ściągnij bokserki.
Położyła dłoń na głowie i matczynym gestem przejechała po włosach. Wrócił obraz pani doktor, starszej spracowanej kobiety. Poczuł ulgę.

         Jesteś dorosłym człowiekiem, a to tylko badanie. Nie masz powodów się wstydzić. Wstawaj. Przyniosę rękawiczki.
Panika, to najlepsze określenie tego, co teraz poczuł. – Co ona chce zrobić? – Ja … - zaczął. Szukał właściwych słów i nie znajdował ich. – Dlaczego? – Dokończył w myśli.
Uniosła się z kozetki. Przez chwilę rozbrzmiewał stukot szpilek. Z charakterystycznym odgłosem uderzył metal o metal. Zwlókł się i stanął dotykając udem ramy łóżka. Cały dygotał i nie mógł nad tym zapanować. Sięgnął do opaski. Przytrzymała mu dłoń.
         Nie zdejmuj, aż tak się boisz? – Nawet nie zauważył, pogrążony w myślach, że już wróciła.
Sam nie miał odwagi opuścić spodenek. Zrozumiała. Ujęła oburącz po bokach i ściągnęła je do kolan. Dopiero teraz poczuł się głupio. Przed nieznaną kobietą sterczał z wyprężonym penisem. Do tego nawet nie wiedział, jak ona wygląda. Próbował skupić myśli na czymkolwiek innym. Trzask naciągniętej gumowej rękawiczki zabrzmiał niczym wystrzał. Wzdrygnął się przestraszony nie rozpoznając dźwięku. Niespodziewanie chwyciła członek dłonią. Drgnął i próbował uciec.
-   Spokojnie, muszę go zbadać – druga dłoń, na moment, spoczęła na pośladku uniemożliwiając odsunięcie.
Ściągnęła napletek. Czuł, że krew napływa do penisa i on staje. Podniecenie zaczęło gwałtownie narastać. Próbował nad tym zapanować. Dotyk był delikatny, a umysł podsuwał obrazy z oglądanych filmów. Ucisk wzmógł się. Palce dotknęły jąder wyzwalając mimowolne westchnienie. Przyjemność narastała do bólu. Był bezbronny i zdany na łaskę tych dłoni. Znikł niespodziewanie ucisk, pozostawiając go niespełnionym. Zatęsknił za nim. Absurdalne uczucie pustki i żalu wypełniło umysł.  -  Odwróć się i pochyl. Oprzyj dłonie na łóżku – mówiła przepełnionym spokojem głosem – rozstaw nogi.
Nie słuchał właściwie tego, co do niego mówi. Bezwiednie wykonał polecenie. Zważał raczej na dźwięk głosu, jego modulację, brzmienie, doszukując się mimowolnie drwiny. Ogarniała go irracjonalna nadzieja, że to wszystko jest tylko głupim żartem. Może to kara, że tak bezgranicznie w nią wierzył? Chciał pytać i nie potrafił ubrać tego w słowa. Czuł się bezradny, lecz nie mógł po prostu nic wymyślić. Głuchy dźwięk, nie pasujący do znanych mu odgłosów, rozległ się w tej krepującej ciszy. Coś zimnego dotknęło odbytu, wyzwalając odruch zaciskania pośladków. Coś naparło i poczęło wdzierać się do środka.
-  Rozluźnij się – usłyszał niespodziewanie. Dopiero teraz zdał sobie w pełni sprawę, że ona wsuwała mu palec do tyłka.
Zacisnął mocniej pośladki. Przez chwilę znalazł się na krawędzi histerii. Wyczuwając jego nastawienie, oparła drugą dłoń na udzie i niespodziewanie uszczypnęła. Ból odwrócił uwagę i palec wsunął się na całą długość. Chciał krzyknąć, a tylko syknął zaskoczony. Umysł podsunął obraz z komiksu. Wypięty tyłek, dłoń zgłębiająca się w jego wnętrze i roześmiane oblicze oprawcy. Dziwne uczucie wypełnienia miało w sobie coś obrazoburczego. Poczuł, że się wysuwa i na powrót zagłębia w poszukiwaniu znanego sobie tylko celu. Musnęła we wnętrzu coś zgiętym palcem i podniecenie wróciło w dwójnasób. To było niesamowite. Każdy ponowny dotyk tego miejsca, wyzwalał kolejne pokłady przyjemności. Już teraz w sposób ciągły dotykała i przesuwał po tym miejscu. Świat zawirował z narastającej rozkoszy. Dłonie zacisnął do bólu na ramie łóżka. Oddychał z wysiłkiem. Sięgnął dłonią do penisa. To uczucie… chciał je przyspieszyć, dopełnić. Naraz mrowienie ustało, znikł dotyk. Poczuł, że się wysuwa.
-   Proszę – dopiero po chwili uświadomił sobie, co mówi.
-   Przepraszam – zdał sobie w pełni sprawę, że się zapomniał.
Przez sekund parę, dłoń tkwiła w bezruchu. Uchwyciła mocno za biodro i ponownie zgłębiła się w jego wnętrze. Śliski materiał rękawiczki naparł na pośladki. Z każdym zgięciem palca coraz bardziej drżał na całym ciele. Z ust wyrywały się ciche jęki.. wypiął się jeszcze bardziej. Uciskała to miejsce, a penis nabrzmiały do granic możliwości, pulsował. Miał wrażenie, że zaraz pęknie w szwach. Dygotanie ciała było coraz mocniejsze, a jęk coraz głośniejszy. W pewnym momencie się poddał, przestał próbować się spinać. Z gardłowym okrzykiem, gdy oddech był coraz szybszy, urywany, wylewał niespiesznie potoki nasienia. Klęknął wyzuty z siły na podłodze. Konał z rozkoszy w długim niekończącym się orgazmie. Dyszał zaspokojony, lecz jednocześnie czuł się obdarty ze skóry. Spod opaski spływały łzy. Pozbawiony całej godności wspierał głowę na materacu. Poczuł wstyd i zakłopotanie. Zaciskając usta do bólu, bezgłośnie płakał. W jakimś desperackim odruchu, zerwał przepaskę zasłaniającą oczy, a światło go poraziło. Cały czas na kolanach, odwracał się w jej stronę, podnosząc na nią wzrok. Mrugał nerwowo próbując dojrzeć twarz lekarki. Wszystko widział za mgłą. Rozmazane kształty z trudem przybierały prawdziwy wygląd.
-   Ubierz się – wychwycił ledwo uchwytną nutkę zakłopotania. – To było konieczne. Masz …
Nie dokończyła, bo zerwał się i próbował wybiec z gabinetu. Nie widząc nie mógł trafić na klamkę drzwi. Dobiegła i uchwyciła go za ramię i przytrzymała.
-   Uspokój się. Już dobrze. – Przytuliła głowę do piersi. – Ubierz się. Musimy porozmawiać.
Bezwolnie pozwalał na wszystko. Pomogła mu się ubrać. Jak małe dziecko nie stawiał oporu przyjmując wszystko, co robi, za nieuniknioną konieczność. Czuł się bezbronny i upokorzony. Zapięła pasek spodni i podprowadziła do krzesła. Usiadł zrezygnowany ze spuszczoną głową. Nie miał odwagi na nią spojrzeć. Gdzieś w głębi umysłu walczyły ze sobą uczucia. Wstyd, poczucie winy z radością z doświadczenia nieprawdopodobnej przyjemności. Zaczęła mówić stojąc przy nim. Być może nadal żywiła obawę, jak się zachowa.
-   Masz powiększoną prostatę. W twoim wieku to bardzo niebezpieczne. Musisz się leczyć. – Słowa wypowiadała powoli i wyraźnie. – Zapiszę ci lekarstwa. Co pół roku musisz się poddać kontrolnemu badaniu.
Drgnął na myśl o powtórnym... Uchwyciła dłonią podbródek i podniosła mu głowę. Po raz pierwszy ją zobaczył. Lekko rozmazane kontury. Niezbyt wysoka, zgrabna, o pięknie zarysowanych kobiecych kształtach. Brunetka. Długie ciemne włosy, upięte w wysoki koński ogon. Równie ciemne, brązowe oczy, jasna cera, czerwone usta, ładny w swym kształcie nos. Rozpięty biały fartuch, a pod nim błękitna sukienka.
-   Czy było nieprzyjemnie? – Brązowe oczy z uwagą wyczekiwały odpowiedzi.
Próbował uciec wzrokiem.
-   To było… nigdy czegoś takiego nie prze… Jest mi wstyd…, że … ja nigdy.. - Westchnął i opuścił głowę.
Usiadła do biurka i wypełniała papiery. Przystawiła pieczątkę, kończąc zamaszystym podpisem. Złożyła wszystko w teczkę i mu wręczyła. Z rezygnacją otworzył. Na wierzchu dokumentów spoczywał formularz. Dostrzegł tylko jedno rozmazane słowo i podpis – Zdolny.
-   Dziękuję – euforia radości, wszystko inne odeszło w cień – bardzo dziękuje.
-   Za pół roku chcę cię tu widzieć. Mam nadzieje, że wydoroślejesz. – Zabrzmiało to dwuznacznie.
Młoda, atrakcyjna pani doktor, roześmiała się.
-   Byłeś dzisiaj ostatnim pacjentem. – Przez chwilę nad czymś się zastanawiała. - A teraz pozwolę ci   zaprosić się na kawę.
-   Spojrzał na nią ze zdumieniem. - To żart. - Uśmiechała się, pomagając mu wyjść z gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz